poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Szukając wektora miłości.

Wczesne jesienne popołudnie. Siedziałam przy okrągłym stole, obserwując przez okno dzieci bawiące się na górce piachu usypanego obok rzędu kolorowych, blaszanych garaży. Mieszkałam tu już miesiąc, a wszędzie, gdzie mogłam dojeżdżałam samochodem, gdy to miasto wciąż pozostawało dla mnie nie odkryte. Bez większego namysłu ubrałam płaszcz, wzięłam torebkę i wyszłam z tej ponurej kamienicy z postanowieniem odkrycia dziś jakiejś przyjemnej kawiarni z dobrą kawą i ciastkiem. Przechadzając się głównymi ulicami oglądałam wystawy, co ciekawszych sklepów. Kawiarni, co stwierdziłam ze zdziwieniem, miałam w okolicy sporo, ale żadna z nich nie wyglądała zachęcająco. Tłoki, hałas, plastikowe krzesła, dziesięć kelnerek i zero klimatu. Spacerowałam tak długo, przyglądając się zatłoczonym lokalom. Powoli słońce chyliło się ku zachodowi. W końcu, w jednej z pomniejszych uliczek, znalazłam mała kawiarenkę. Weszłam do środka i usiadłam w głębokim fotelu w rogu. Przeglądnęłam menu i złożyłam zamówienie. Czekając na moją kawę z amaretto, rozejrzałam się po lokalu. Oprócz mnie nie było więcej niż dziesięć osób. Przy wysokiej ladzie siedział młody mężczyzna, popijał herbatę, śmiejąc się podczas rozmowy z kelnerką i co jakiś czas zerkając uważnie w moją stronę. Musi być zaprzyjaźniony z tą dziewczyną -pomyślałam. Jak się nie długo potem okazało nie trudno było się z nią zaprzyjaźnić. Była bardzo sympatyczną osobą. Kiedy ja rozkoszowałam się swoją kawą, mężczyzna dopił herbatę, pożegnał się z kelnerką i opuścił lokal. Nie wiele później ja zapłaciłam i wyszłam. Od tej pory często bywałam w progach tej kawiarni. Nie raz przychodziłam do niej po wykładach na gorącą szarlotkę. Czasami przychodziłam ze szkicownikiem, innym razem z książką albo po prostu porozmawiać z kelnerką. Zdarzało się, że widywałam owego mężczyznę. Zawsze siadał przy ladzie. Był tu stałym klientem jak ja. Rzucał mi ukradkowe spojrzenia. Gdy jego szare oczy spotykały się z moimi, wtedy obydwoje speszeni spuszczaliśmy wzrok. Pewnego grudniowego wieczoru, między świętami a Nowym Rokiem, gdy kelnerka wyszła na zaplecze w celu przygotowania dla mnie herbaty, zostawiła na ladzie tacę z moją szarlotką i serwetkami. Mężczyzna wykorzystał chwilę i nabazgrał coś na jednej z serwetek na blaszanej tacy, po czym włożył ją pod sam spód i uśmiechnął się do mnie. Ja zdezorientowana ukryłam się za gazetą. Pięć minut później dziewczyna przyniosła mi tacę. Podziękowałam i ukradkowo zerknęłam w stronę lady. Ku mojemu zdziwieniu szarookiego mężczyzny już nie było. Przeszukałam wszystkie serwetki i znalazłam tą, która została przez niego zapisana. Na rogu były napisane krótkie życzenia noworoczne z dopiskiem 'Mam nadzieję, że szarlotka smakowała'. Popijałam herbatę z błękitnej filiżanki zastanawiając się, co zrobić. Serwetkę skrzętnie ukryłam w kieszeni płaszcza. Gdy podeszłam do lady w celu uregulowania rachunku kelnerka z ukradkowym uśmiechem powiedziała: 'On za panią zapłacił.' Postanowiłam niezwłocznie podziękować za ten gest. Wzięłam jedną serwetkę i szybko napisałam parę słów. Kelnerka bez wahania podjęła się dostarczenia owej wiadomości nieznajomemu. Od grudniowej wiadomości nie spotkałam mężczyzny ani razu, lecz za każdym razem, gdy przychodziłam do kawiarni czekała tam na mnie krótka wiadomość od Nieznajomego. Nie pozostawałam dłużna i zawsze odpisywałam. Właśnie mijał trzeci miesiąc odkąd zapisywałam serwetki, kiedy któregoś marca przyszłam do kawiarni. Zdziwiłam się bardzo widokiem jaki zastałam. Przy ladzie siedział ów Nieznajomy. Miałam ochotę uciekać jak najdalej i nigdy tu nie wracać, lecz zamiast zawrócić zajęłam miejsce w głębi lokalu. Zamówiłam to, co zawsze. Kelnerka przyniosła mi tacę. Nerwowo udawałam, że obserwuję ludzi za oknem. W jednej chwili mężczyzna wstał z krzesła, z uśmiechem pokonał pięć dzielących nas stolików i tak zwyczajnie usiadł w fotelu naprzeciwko mnie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz